Uwaga!

wtorek, 5 lutego 2013

Prolog

Pamiętam, że szukałam poziomek. Całą rodziną wybraliśmy się na spacer do lasu. Ja, tata, mama, Max i dziadkowie. Miałam urodziny. Tego dnia było bardzo ciepło. Tata niósł mnie na barana, a ja zrywałam szyszki z zwieszających się drzew i chowałam do kieszeni. Dziadek zrywał grzyby a mama śpiewała. Pamiętam,że miała piękny głos. Znaleźliśmy cały zagajnik poziomek. Najpierw mama z babcią rozłożyły koc i zaczęły przygotowywać piknik. Ja z tatą i dziadkiem poszliśmy do pobliskiego strumyka umyć ręce i poprzyglądać się budującym tamę borom, Max towarzyszył nam. Pamiętam, że tego dnia ptaki ćwierkały bardzo głośno, wesoło i radośnie. Tata wziął mnie na ręce i pokazywał dzięcioła, na którego szczekał Max a potem całą czwórką wróciliśmy na polankę. Babcia z mamą przygotowały tort i zapaliły świeczki. Nie zdążyłam ich zdmuchnąć, bo nagle zerwał się wiatr i zrobił to za mnie. Gdy płakałam... Tak... Pamiętam, że płakałam... Tata przytulił mnie i powiedział, że to nie szkodzi, że przyniesie szczęście, i żebym pomyślała życzenie. Nie pamiętam czego chciałam. Może tej lalki, którą widziałam w niedzielę na wystawie, a może sukienkę w kwiaty... Nie pamiętam... Pamiętam, że tort był pyszny. Waniliowy. Smakował cudownie z świeżymi poziomkami. Wszyscy się śmialiśmy. Tata zawsze śmiał się najgłośniej. Odsłaniał zęby i śmiał się. A ja nawet jak nie wiedziałam o co chodzi śmiałam się z niego. Miałam poprosić o dokładkę ale wtedy słońce przesłoniły chmury i tata powiedział, że musimy się zbierać, bo zbliża się deszcz. Pamiętam, że tata był bardzo mądry. Nosił okulary, czytał gazety i znał odpowiedzi na wszystkie pytania, które mogą zadawać ośmiolatki. Pamiętam, że mu ufałam. Ale wtedy ptaki przestały śpiewać a Max zaskamlał, wyglądał na zaniepokojonego. Pamiętam, że znów zaczęłam płakać. Czułam się niepewnie. Obserwowana. Wtedy krzaki zaszeleściły i wynurzył się z nich ogromny wilk. Cały biały z szarymi, stalowymi oczyma. Tata kazał mi się schować za sobą. Ale wtedy, z różnych stron wychynęły kolejne wilki szczerząc kły. Dziadek kazał mi się wspiąć na drzewo. Wysoki buk. Lubiłam takie zabawy, ale teraz byłam przerażona i nogi i ręce trzęsły mi się, gdy podbiegłam do niedalekiego drzewa. Wspięłam się popędzana okrzykami rodziców. Wdrapałam się najwyżej jak umiałam i obięłam rączkami konar. Oczyma, które zaszły łzami obserwowałam jak jeden z wilków rzuca się na mamę. Tata kopnął go butem, ale wilków było zbyt wiele. Najpierw jeden szary wygryzł dziadkowi szeroką ranę, z której natychmiast pociekła krew. Babcia i mama krzyczały, gdy wilki całą sforą zaatakowały. Mogłam jedynie patrzeć jak najpierw jeden przegryza dziadkowi gardło, potem kolejny zastąpia kły w piersi mamy... W bezsilnym odretwieniu wpatrywałem się jak moi bliscy są rozszarpywani na strzępy. W jatce nie brał udziału jedynie biały basior. Pamiętam, że gdy udało mi się oderwać wzrok od krwawej rzezi zorientowałam się, że zbliża się do mnie. Małymi, leniwymi kroczkami podchodził coraz bliżej. Jęki agonii zasłużyła krew dudniąca w uszach. Gdy uświadomiłam sobie, że zaraz zginę. Wilk spiął mięśnie do skoku i wiedziałam, że doskoczy za pierwszym razem. Pamiętam, że niemal widziałam jak jego pysk wygina się w uśmiechu. Zabijanie sprawiało mu radość. To była jego specjalność. A w tamtym momencie chciał zabić mnie. Nagle znikąd wyskoczył Max i rzucił się na przeciwnika. Mimo wszystko owczarek wyglądał przy basiorze jak zabawka. Gdy odtoczyli się w las jak na zawołanie wilki uciekły. Zniknęły jeszcze szybciej niż się pojawiły. Pamiętam, że przez jedną, cudowną chwilę myślałam, że to sen. Ale zmasakrowane ciała nie pozwalały w to wierzyć. Pamiętam, że długo płakałam w korę drzewa. A potem uciekałam. Na krótkich nóżkach uciekała z miejsca rodem z najgorszego koszmaru. Nie miałam celu. Biegła jak najdalej. Do dziś męczy mnie czemu rodzina nie wspięła na drzewo za mną. Nie utrzymało by ich? I czemu wilki nie wróciły dokończyć dzieła. Czasami tego żałuję.

-----
Kiepska końcówka. Kontynuować pisanie?