Uwaga!

piątek, 29 marca 2013

3. Dom. Słodki dom.

Cholera... Nagle w teraźniejszym wyskoczyłam O.O Przepraszam, nie daję rady napisać tego rozdziału inaczej :C Nie wiem czemu tak nagle się to stało, ale jest... Jestem dumna z tego bloga :> To chyba mój ulubiony :D Lubię opisywać bezsilność, smutek, rozpacz :>
_____________________________________________
Umieram? Paraliżujące zimno. Niewysłowiony ból. Usta otwarte w niemym przerażeniu. Głód. Nie chcę już jedzenia, wody. Głód... Głód czegoś więcej. Znów ból i strach. Umieram? To czemu czuję? Czemu nie umieram? Co takiego zrobiłam?! Krzyczę, wołam. Nikt nie odpowiada. Nic nie słyszę. Umieram...

Ledwo otwieram oczy. Cała drżę, okryta śniegiem i opadłymi liśćmi. Czemu nadal żyję? Wstaję. Chwiejnie podnoszę się z ziemi, z trudem. Nie mogę ruszyć palcami, jestem przerażona, głodna, zaziębiona... Więc czemu żyję? Jakim cudem?
Kolejne pytanie do listy tych, dla których nigdy nie znajdę wyjaśnienia.
Nagle dostrzegam coś, niedowidzącymi w ciemnościach oczyma. Ciemnościach? Czyli nadal jestem tamtym dniu...
Drżę na wspomnienie minionych wydarzeń. Nagle przypominam sobie o tym, co dostrzegłam i wytężam wzrok. Budynek. Duży, czarny dom.
Dwoje dzieci, bawiących się w ogrodzie. Śmiechy, krzyki. Goniący za piłką pies.
Na poły idąc, na poły czołgając docieram do zmurszałych stopni prowadzących do olbrzymich drzwi.
Muszę to zrobić. Nawet jeśli byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu. Wdrapuję się po stopniach i kulę pod drzwiami. Jestem przerażona. Jak nigdy w życiu.
Zdobywam się na odwagę i wmawiając sobie, że tylko zajrzę i zabiorę jakiś koc wstaję i naciskam klamkę. Piekielna ciekawość.
Gdy widzę wnętrze domu, czuję jak miękną mi kolana. Łkając spazmatycznie osuwam się na kolana.
Witaj w domu...
~*~
Spaceruję. Spaceruję po miejscu, niektórych koszmarów. Drzwi zostawiam uchylone. W każdej chwili mogę uciec. Niski stoliczek, na którym stoi biały wazon z ceramiki z wiązanką zwiędniętych kwiatów. Z holu ruszam najpierw w prawą stronę, czując strach, przed tym co może znajdować się u góry, po przejściu drewnianymi, pokrytymi dywanem schodami. Po chwili znajduję się w saloniku. Trzyosobowa kanapa z wypłowiałą kapą w stokrotki. Trzy fotele, pokryte wieloletnim kurzem. W kominku, zamiast wesołego trzasku ognia znajduję pajęczyny. Na nim dostrzegam  pokryte szarym osadem zdjęcia. Nie mam odwagi, by przyjrzeć się widniejącym na nim postaciom.
Jeszcze nie teraz.
Nad kominkiem widnieje obraz przedstawiający polowanie na wilka. Częściowo zżarty przez wszechobecną pleśń. Psy goniące zwierzynę, która umyka do lasu, a za nimi mężczyźni z dubeltówkami.
Przed oczyma automatycznie taje mi scena z, prawdopodobnie wczorajszego, dzisiejszego wieczoru. Wpatruję się w czarną smugę. Ciekawi mnie, czy wilkowi udało się umknąć pościgowi. Może myśliwi zastawili pułapkę i zaszczuli
zwierze. Czuję dziwne ciepło, rozchodzące się od środka, po kończynach, gdy wyciągam, wciąż drżącą, dłoń i ocieram sylwetkę wilka z kurzu. Mimo perspektywy, wyraźnie dostrzegam jego czarne oczy.
Wycofuję się powoli z pomieszczenia, spoglądając na obraz z obawą. Gdy znów znajduję się w holu znów, zamiast iść po znajdujących się na przeciw drzwi schodach ruszam w lewo. Kuchnio-jadalnia, w której się znajduje, była kiedyś naprawdę ładnym miejscem. Teraz na służącym do jedzenia stole znajduje się misa ze spleśniałymi owocami. Przymykam oczy i wyobrażam sobie jak to wyglądało. Przypominam.
Białe firanki w róże. Beżowa draperia, zawsze lśniące blaty i kuchenka. Śmiechy, trzask garnków i patelni. Zapach ciastek wyjmowanych z piekarnika.
Głód ze zdwojoną siłą przypomniał mi o swojej obecności.
Rzuciłam się do szafek i zaczęłam je gorączkowo przeglądać w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Talerze, sztućce, całe pokryte zielono-szarym nalotem jabłko. Dopiero w spiżarni natrafiłam na niewielki pojemniczek. W środku znajdowały się małe pomarszczone kulki. Jak zasuszone owoce.
Włożyłam jedną do ust i rozpoznałam smak winogron. Wahałam się nad szybkim zaspokojeniem głodu, aż w końcu zjadłam powoli. Dwadzieścia razy przeżuwając każdy owoc. Nadal byłam głodna, więc już nieco szybciej zjadłam kolejne opakowanie. W ustach zrobiło mi się słodko więc ten improwizowany posiłek popiłam butelką wody, którą odnalazłam w szafkach. Znalazłam jeszcze trzy pojemniczki z rodzynkami i wpakowałam je sobie do kieszeni.
Uznałam, że muszę znaleźć plecak, a potem przeszukam resztę produktów.
Wyposażona w koc, jako zbroję i zardzewiały nóż, jako miecz ruszyłam po schodach, by walczyć z wspomnieniami.
_______________________________________________________
Miało być dużo dłuższe ale mi się nie chce już pisać -,- Jestem bardzo zajęta :D
Wesołych świąt niziołki!