Uwaga!

niedziela, 23 czerwca 2013

Zawieszenie

Tak, tak. Zawieszam.
Bo nadchodzą wakacje, a ja coś na wakacje obiecałam.
Konkretnie powrót na krakenowe cos. A, że nie jestem w stanie prowadzić czterech blogów na raz to do tego wrócę po wakacjach. Zwłaszcza, że muszę tu przemyśleć pare rzeczy.
Nie bądźcie źli i nie ciskajcie krzesłami. Jak obiecuję to wracam, jak widać ^^

czwartek, 23 maja 2013

4. Pałac wspomnień

Pewno nie ciekawi was moje życie wewnętrzne, ale trudno mi się pisało ten rozdział, więc taki... Wypierd wyszedł. Dlatego, że moja kurewska wena zachwyciła się pisaniem czegoś tak chorego jak Drarry i ma mnie w głębokim poważaniu. Jakby ktoś Drarry lubiał, czy coś i nie miał by wygórowanych wymagań, nie chce angsta ani parodii tylko... Coś chorego pomiędzy, to zapraszam na Krakenowy Blożek i sobie popaczyć. Bo ja... No sami zobaczcie.
~~~~~~~~
Schody skrzypią straszliwie przy każdym kroku. Moje bose stopy wzniecają obłoczki kurzu. Od ściskania noża drętwieją mi palce, a puszki z rodzynkami pobrzękują w kieszeniach. Oddycham powoli.
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Przez okna, szpary w dachu i uchylone drzwi wkradają się pierwsze promyki słońca. Niewielka część wciąż towarzyszącego mi strachu znika wraz z ich przybyciem. Światło jest moim sprzymierzeńcem.
Dotarłam na piętro. Nie słyszę niczego podejrzanego i rozglądam się uważnie. Pół okrągły hol jest pusty. Prowadzi z niego pięcioro drzwi. Pierwsze po mojej prawej są uchylone i na palcach zaglądam do środka. 
Pusto.
Czuję gule w gardle patrząc na podwójne łóżko przykryte niegdyś błękitną narzutą. Pokój rodziców.
Podchodzę w nienaturalnej ciszy do komody i starając się nie patrzeć na nic dookoła przeszukuje ją. W ogromnej, brązowej szafie znajduje dużą torbę i wkładam do niej trochę ubrań z komody. Niechcący mój wzrok zatrzymuje się na stojących tam zdjęciach w okrągłych ozdobnych ramkach przypominających liście.
Otwieram szeroko oczy z przerażenia. Zdjęcia przedstawiają rodzinę. Moją rodzinę.
Tyle, że twarze rodziców i dziadków są na nich wypalone.
Cofam się drobnymi kroczkami, kurczowo trzymając ramie torby, nóż jest w środku.
Wychodzę z pokoju i zamykam za sobą drzwi.
To... Straszne. Przerażające i... dziwne. Kto to zrobił?
Daję sobie chwilę, żeby się uspokoić.
Otwieram z wahaniem kolejne drzwi i widzę pokój dziadków. Przeszukuję go starannie uważając, by nie patrzeć na zdjęcia. Wychodzę, nie znajdując nic pożytecznego. 
Drzwi środkowe są dwuskrzydłowe, pokrywają je dziwne szlaczki, wyglądające jak wycięte nożem. i motywy bluszczu. Widząc je, czuję jak po plecach przebiega mi dreszcz. Mają w sobie coś dziwnego. Bezskutecznie próbuję je otworzyć, ale klamka ani drgnie.
Nie ma też żadnej dziurki od klucza. Dotykam opuszkami palców dziwnych znaków i czuję jak pod palcami drewno drży. Jakby żyło. Odsuwam się zdziwiona i przestraszona. Po chwili wahania dotykam drzwi ponownie i delikatnie gładzę je palcami. Zaczyna drżeć mocniej, jakby... Mruczało. Po chwili dostrzegam też inne rzeczy. W niektórych miejscach w drewnie znajdują się proste, potrójne cięcia. Jakby jakieś zwierze darło pazurami twarde drzewo.
Gładzę delikatnie drzwi jeszcze chwilę, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i mrowieniem, by po chwili odsunąć się i wyruszyć na dalsze poszukiwania.
Przed oczyma mam wypalone zdjęcia i uświadamiam sobie, że już nie pamiętam ich twarzy. Otrząsam się jak mokry pies i idę dalej.
Następna jest łazienka, skąd biorę kostkę mydła i ręcznik. Zawsze mogą się przydać.
Wiem, gdzie prowadzą ostatnie drzwi. Drżącą dłonią naciskam na klamkę i pcham.
Omiatam wzrokiem pokój. Białe ściany, w delikatne róże, kwiecista narzuta na łóżku, skrzynka z zabawkami, pusty kojec.
Coś innego
Wszystko wydaje mi się takie znajome, przyjazne. Jakbym jeszcze chwilę temu siedziała na dywanie i bawiła się lalkami.
Coś dziwnego
Jakby ten dom nie był ruiną wspomnień, ale ciepłym domowym ogniskiem.
Skrzypienie
Mój wzrok zatrzymuje się na fotelu, stojącym w kącie pokoju.
W mroku
Bujany fotel miarowo kiwa się w przód i w tył.
Żywy
Coś tam jest.
Ktoś
Moje oczy napotykają złote tęczówki, jasne w nienaturalnym mroku.
Jest tu
Blade wargi, odsłaniają ostre zęby w rekinim uśmiechu.
Cień.
~~~~~~~~~~~
Jestem niezadowolona. Nie wiem co począć xD

piątek, 29 marca 2013

3. Dom. Słodki dom.

Cholera... Nagle w teraźniejszym wyskoczyłam O.O Przepraszam, nie daję rady napisać tego rozdziału inaczej :C Nie wiem czemu tak nagle się to stało, ale jest... Jestem dumna z tego bloga :> To chyba mój ulubiony :D Lubię opisywać bezsilność, smutek, rozpacz :>
_____________________________________________
Umieram? Paraliżujące zimno. Niewysłowiony ból. Usta otwarte w niemym przerażeniu. Głód. Nie chcę już jedzenia, wody. Głód... Głód czegoś więcej. Znów ból i strach. Umieram? To czemu czuję? Czemu nie umieram? Co takiego zrobiłam?! Krzyczę, wołam. Nikt nie odpowiada. Nic nie słyszę. Umieram...

Ledwo otwieram oczy. Cała drżę, okryta śniegiem i opadłymi liśćmi. Czemu nadal żyję? Wstaję. Chwiejnie podnoszę się z ziemi, z trudem. Nie mogę ruszyć palcami, jestem przerażona, głodna, zaziębiona... Więc czemu żyję? Jakim cudem?
Kolejne pytanie do listy tych, dla których nigdy nie znajdę wyjaśnienia.
Nagle dostrzegam coś, niedowidzącymi w ciemnościach oczyma. Ciemnościach? Czyli nadal jestem tamtym dniu...
Drżę na wspomnienie minionych wydarzeń. Nagle przypominam sobie o tym, co dostrzegłam i wytężam wzrok. Budynek. Duży, czarny dom.
Dwoje dzieci, bawiących się w ogrodzie. Śmiechy, krzyki. Goniący za piłką pies.
Na poły idąc, na poły czołgając docieram do zmurszałych stopni prowadzących do olbrzymich drzwi.
Muszę to zrobić. Nawet jeśli byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu. Wdrapuję się po stopniach i kulę pod drzwiami. Jestem przerażona. Jak nigdy w życiu.
Zdobywam się na odwagę i wmawiając sobie, że tylko zajrzę i zabiorę jakiś koc wstaję i naciskam klamkę. Piekielna ciekawość.
Gdy widzę wnętrze domu, czuję jak miękną mi kolana. Łkając spazmatycznie osuwam się na kolana.
Witaj w domu...
~*~
Spaceruję. Spaceruję po miejscu, niektórych koszmarów. Drzwi zostawiam uchylone. W każdej chwili mogę uciec. Niski stoliczek, na którym stoi biały wazon z ceramiki z wiązanką zwiędniętych kwiatów. Z holu ruszam najpierw w prawą stronę, czując strach, przed tym co może znajdować się u góry, po przejściu drewnianymi, pokrytymi dywanem schodami. Po chwili znajduję się w saloniku. Trzyosobowa kanapa z wypłowiałą kapą w stokrotki. Trzy fotele, pokryte wieloletnim kurzem. W kominku, zamiast wesołego trzasku ognia znajduję pajęczyny. Na nim dostrzegam  pokryte szarym osadem zdjęcia. Nie mam odwagi, by przyjrzeć się widniejącym na nim postaciom.
Jeszcze nie teraz.
Nad kominkiem widnieje obraz przedstawiający polowanie na wilka. Częściowo zżarty przez wszechobecną pleśń. Psy goniące zwierzynę, która umyka do lasu, a za nimi mężczyźni z dubeltówkami.
Przed oczyma automatycznie taje mi scena z, prawdopodobnie wczorajszego, dzisiejszego wieczoru. Wpatruję się w czarną smugę. Ciekawi mnie, czy wilkowi udało się umknąć pościgowi. Może myśliwi zastawili pułapkę i zaszczuli
zwierze. Czuję dziwne ciepło, rozchodzące się od środka, po kończynach, gdy wyciągam, wciąż drżącą, dłoń i ocieram sylwetkę wilka z kurzu. Mimo perspektywy, wyraźnie dostrzegam jego czarne oczy.
Wycofuję się powoli z pomieszczenia, spoglądając na obraz z obawą. Gdy znów znajduję się w holu znów, zamiast iść po znajdujących się na przeciw drzwi schodach ruszam w lewo. Kuchnio-jadalnia, w której się znajduje, była kiedyś naprawdę ładnym miejscem. Teraz na służącym do jedzenia stole znajduje się misa ze spleśniałymi owocami. Przymykam oczy i wyobrażam sobie jak to wyglądało. Przypominam.
Białe firanki w róże. Beżowa draperia, zawsze lśniące blaty i kuchenka. Śmiechy, trzask garnków i patelni. Zapach ciastek wyjmowanych z piekarnika.
Głód ze zdwojoną siłą przypomniał mi o swojej obecności.
Rzuciłam się do szafek i zaczęłam je gorączkowo przeglądać w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Talerze, sztućce, całe pokryte zielono-szarym nalotem jabłko. Dopiero w spiżarni natrafiłam na niewielki pojemniczek. W środku znajdowały się małe pomarszczone kulki. Jak zasuszone owoce.
Włożyłam jedną do ust i rozpoznałam smak winogron. Wahałam się nad szybkim zaspokojeniem głodu, aż w końcu zjadłam powoli. Dwadzieścia razy przeżuwając każdy owoc. Nadal byłam głodna, więc już nieco szybciej zjadłam kolejne opakowanie. W ustach zrobiło mi się słodko więc ten improwizowany posiłek popiłam butelką wody, którą odnalazłam w szafkach. Znalazłam jeszcze trzy pojemniczki z rodzynkami i wpakowałam je sobie do kieszeni.
Uznałam, że muszę znaleźć plecak, a potem przeszukam resztę produktów.
Wyposażona w koc, jako zbroję i zardzewiały nóż, jako miecz ruszyłam po schodach, by walczyć z wspomnieniami.
_______________________________________________________
Miało być dużo dłuższe ale mi się nie chce już pisać -,- Jestem bardzo zajęta :D
Wesołych świąt niziołki!